"Zakochanie."
Kiedy spotykamy Jezusa nasze życia zmienia się tak
diametralnie, że nawet rodzina, przyjaciele nie dowierzają własnym oczom. Przyszedł czas, w którym Bóg zatwardziałe
serce przemienił w serce płonące miłością do Kościoła, wszystkich ludzi,
których wcześniej nie potrafiłam pokochać.
Rozpoczęłam 3 klasę gimnazjum, okres przygotowania do
Sakramentu Bierzmowania. Wakacje były doskonałym czasem na przemyślenie mojej
wiary. Już wtedy, kiedy w moim sercu
pojawiła się chęć stanięcia w prawdzie, jednak wraz z pragnieniem pojawiały się przeszkody. W nocy spałam bardzo niespokojnie, a każdy
kolejny krok w stronę poznania Boga skutkował zdarzeniami, które przerastały
mnie samą. Wtedy nie rozumiałam tego co się dzieje, jednak z perspektywy czasu
wiem, że Bóg widząc płomyk nadziei podjął walkę ze złem, które wciąż trzymało mnie
w swoich szponach poprzez grzechy śmiertelne.
Z każdym dniem odkrywałam coś nowego. Nadszedł wrzesień,
miesiąc podjęcia decyzji dotyczącej rozpoczęcia przygotowania do Sakramentu
Dojrzałości Chrześcijańskiej. Na lekcji religii usłyszałam słowa, które
rozpoczęły moją ogromną walkę z samą sobą. Mianowicie pierwszym etapem drogi
prowadzącej do przyjęcia Bierzmowania była Spowiedź Święta.
Zrodził się we mnie bunt, który był wyrazem bezradności. Perspektywa
Spowiedzi była przeszkodą nie do przejścia. Podjęłam decyzję rezygnacji z Bierzmowania
oraz rozmowę z rodzicami. Oczekiwałam zrozumienia mojej decyzji. Jednak tak się
nie stało. Rodzice upierali się przy Bierzmowaniu, za co w chwili obecnej
jestem im oraz Bogu ogromnie wdzięczna.
Wielu z nas żartuje, że Bierzmowanie jest oficjalnym, uroczystym
dniem w którym żegnamy się z Kościołem Katolickim. Tak naprawdę ten szczególny
czas to łaska Boga, którą przyjąć możemy tylko i wyłącznie poprzez otwarcie
swojego serca. Czas przygotowania do Bierzmowania to okazja do poznania Jego
dobroci oraz żywego Ognia Miłości.
Spowiedź odkładałam na ostatnią chwilę, tłumacząc sobie, że
przecież nie pójdę do księży z mojej parafii, których przez bardzo długi czas
uważałam za zwykłych hipokrytów, mimo że ich nie znałam. Rozważałam wszystkie opcje, nawet te które są
wyrazem braku odpowiedzialności, jedną z nich była Spowiedź dla wymaganego
podpisu. Jednak sumienie dawało znać o sobie.
Długie godziny rozmyślań doprowadziły do jednego słusznego
wniosku: Czas przełamać wstyd, przyznać się do błędów i podjąć próbę przemiany
życia. To wystarczyło, Bóg w swoim Miłosierdziu ujął mnie za rękę i poprowadził
dalej.
Mimo, że upłynęły ponad dwa lata od tamtej Spowiedzi, wciąż
pamiętam ten dzień. Spacer po mieście w poszukiwaniu dyżuru Spowiedzi, modlitwa
w każdym odwiedzonym Kościele i determinacja, która była skutkiem ostatniej
szansy. Kiedy już odnalazłam cel mojej podróży i ustawiłam się gronie ludzi
oczekujących na kapłana, miałam ochotę uciec z przed Konfesjonału, a kiedy tam
się znalazłam nie potrafiłam pohamować emocji. Nigdy wcześniej nie odczuwałam
tak ogromnego, paraliżującego stresu, tak mocnych uderzeń serca. Każde jedno
słowo z ogromnym trudem przechodziło mi przez gardło. Cisza… i nauka kapłana, która była pierwszym przyjętym
Słowem Boga z ogromną pokorą i świadomością.
Trzy tysiące pięćset siedemdziesiąt dziewięć myśli, uczuć. W
jednej chwili uświadomiłam sobie jak wiele zła wyrządziłam w tak, krótkim
życiu.
Wszystkie łzy, które wylałam po powrocie do domu mogłabym
pozbierać do wielkiej 100 litrowej beczki. Nie potrafiłam w żaden logiczny
sposób wytłumaczyć tego co działo się ze mną w tamtym czasie. Lekcje religii, które od zawsze traktowałam jako czas „wolny”
stały się niezmiernie interesujące. Słowa wypowiadane na katechezie dotykały
mojego serca, często powodowały powolnie
spływające łzy po policzku, ukrywane z wielkim wstydem przed reakcją kolegów i
koleżanek w dłoniach.
Bóg stawiał na mojej drodze ludzi, w których znalazłam ogromne zrozumienie i wsparcie. Miesiąc po odbytej Spowiedzi koleżanka zaproponowała mi wyjazd na spotkanie ewangelizacyjno - modlitewne. Tam Pan Bóg zadziałał w moim sercu po raz kolejny. Nieopisana radość, wdzięczność i pewność, że pragnę iść tą drogą.
Kolejne miesiące upływały na poznawaniu Tego, do którego moje serce zapłonęło miłością. Byłam jak dziecko, które uczy się mówić, ufać i radzić sobie z trudnościami aby stawiać kolejne kroki.
Jak zwykle nie obeszło się też bez wzlotów i upadków. Dawne życie choć przestało mieć dla mnie znaczenie pozostawało w mojej pamięci jako bolesne wspomnienie. Czasem miewałam dni, kiedy mówiłam " Nie potrafię, nie mogę, nie daję rady". Jednak z czasem każdą trudność nauczyłam się powierzać Bogu. Wzięłam swój krzyż na ramiona i poszłam za Jezusem.
Dziś nie wyobrażam sobie życia bez Boga. W moim sercu jest miejsce, które możne tylko zapełnić poczucie Bożej obecności. On prowadzi mnie między Niebem a Ziemią, jest ze mną zawsze, w każdej sekundzie mojego życia poprzez Ducha Świętego, który napełnia mnie pokojem.
BÓG CZEKA NA TWOJĄ ODPOWIEDŹ!
Bóg stawiał na mojej drodze ludzi, w których znalazłam ogromne zrozumienie i wsparcie. Miesiąc po odbytej Spowiedzi koleżanka zaproponowała mi wyjazd na spotkanie ewangelizacyjno - modlitewne. Tam Pan Bóg zadziałał w moim sercu po raz kolejny. Nieopisana radość, wdzięczność i pewność, że pragnę iść tą drogą.
Kolejne miesiące upływały na poznawaniu Tego, do którego moje serce zapłonęło miłością. Byłam jak dziecko, które uczy się mówić, ufać i radzić sobie z trudnościami aby stawiać kolejne kroki.
Jak zwykle nie obeszło się też bez wzlotów i upadków. Dawne życie choć przestało mieć dla mnie znaczenie pozostawało w mojej pamięci jako bolesne wspomnienie. Czasem miewałam dni, kiedy mówiłam " Nie potrafię, nie mogę, nie daję rady". Jednak z czasem każdą trudność nauczyłam się powierzać Bogu. Wzięłam swój krzyż na ramiona i poszłam za Jezusem.
Dziś nie wyobrażam sobie życia bez Boga. W moim sercu jest miejsce, które możne tylko zapełnić poczucie Bożej obecności. On prowadzi mnie między Niebem a Ziemią, jest ze mną zawsze, w każdej sekundzie mojego życia poprzez Ducha Świętego, który napełnia mnie pokojem.
J.
BÓG CZEKA NA TWOJĄ ODPOWIEDŹ!
Piękne to co piszesz i dziękuję za to świadectwo..Ciekawi mnie jednak czy zmieniło się coś wokół Ciebie, w gronie przyjaciół ..? A może od tej pory ( nawrócenia) miałaś juz inna grupę znajomych? Czy i w jaki sposób Twoja wiara miała wpływ na innych/ Pytam poniewz mam doświadczenie że czasami srodowisko "wciąga" taką osobę na nowo w grzechy..Jak sobie z tym radzisz?? Czy mozna sobie poradzić z takimi..pokusami, czasami wręcz szyderstwami albo ..niezrozumieniem? Czy uważasz ze ważne jest wtedy aby być w jakieś nowej grupie-wspólnocie? Dla mnie Wspólnota była b.ważna, chyba nie poradziłabym sobie długo bez wsparcia innych osób wierzących.
OdpowiedzUsuń"Anonimowy" - bardzo przepraszam, że dopiero teraz odpowiem na Twój komentarz.
OdpowiedzUsuńWokół mnie zmieniło się bardzo dużo. Przede wszystkim poznałam ludzi, którzy są wierzący i są dla mnie wsparciem na drodze do Boga. Część osób, które znały mnie przed nawróceniem, odwróciła się do mnie plecami. Część z nich jednak cieszy się, że odnalazłam prawdziwe szczęście. Staram się także im pokazać Miłość Boga oraz zapraszać ich do żywej relacji z Nim. Zapraszam ich na spotkania, które organizujemy jako grupa młodzieży w parafii ale także na spotkania charyzmatyczne. Kiedy poznałam Chrystusa nie miałam żadnych problemów z odejściem od grzechów, z powiedzeniem komuś - nie "nie piję, nie palę, nie zrobię tego czy tamtego". Tak bardzo mocno pokochałam Boga. Jednak po dwóch latach przyszedł czas, nauki miłości bezinteresownej - podobnej to tej, którą Bóg zsyłając Jedynego Syna okazał ludziom. Jednak moja ludzka miłość nie jest tak doskonała. Pokusy są bardzo silne. Jednak modlitwa przezwycięża to wszystko co buduje mur pomiędzy mną a Naszym Ojcem.
Jeżeli chodzi o wspólnoty to trzeba pamiętać, że wspólnota jest ogromnym wsparciem. Tworzymy jakieś więzi, wspieramy siebie na wzajem, pomagamy sobie w trudnościach, rozmawiamy... Życie we wspólnocie jest przepełnione pokojem, ponieważ wiem, że nawet jeśli pobłądzę to ci ludzie będą zawsze się za mnie modlić. Obecnie nie należę do żadnej konkretnej wspólnoty jednak w przyszłości zamierzam to zmienić.
Na koniec poruszę jeszcze kwestię niezrozumienia. Czasem zdarza się, że ktoś mówi: " o ! o ta, która tak do Kościoła lata, co jej to da i tak jest taka i taka. " - są to dla mnie bolesne słowa, jednak wiem, że gdybym nie chodziła do Kościoła, gdybym nie żyła Sakramentami, nie służyła innym ludziom, byłabym jeszcze gorsza. Bardzo fajnie na ten temat mówi x. Pawlukiewicz. Wyjaśnia, że prostą odpowiedzią na przytoczone słowa jest właśnie pokazanie drugiej strony ( w tym wypadku możliwości bycia okrutnych człowiekiem ).
Bardzo dziękuję za odwiedzenia naszego bloga i zapraszam do jego lektury! ;) Z Panem Bogiem!